European Tap Seminar 2004 - fotorelacja z Belgii
W dniach 8-15 lipca 2004 byłem jednym z nauczycieli na European Tap Seminar 2004, które odbywało się w niewielkiej, malowniczo położonej wśród górzystego terenu Ardenów miejscowości Neufchâteau. Jak wiemy z lekcji historii miejscowość ta zasłynęła z ostatniej przeprowadzonej przez Niemców w czasie II Wojny Światowej ofensywy pancernej przeciwko aliantom (zima 1944), która stała się tematem głośnego filmu "Bitwa o Ardeny" z Telly Savalasem, Henry Fondą i Charlesem Bronsonem w rolach głównych. Neufchâteau znajduje się w okręgu Luxemburg, na terytorium Belgii, ale tuż przy granicy z tym małym państwem, z dala od Brukseli, która leży 200 km na północny wschód.
Takie ulokowanie tej małej miejscowości sprawia, że panuje tam swoisty mikroklimat deszczowy. Praktycznie przez całe lato, prawie każdego dnia, pada obfity deszcz. Przez cały tydzień pobytu tam oglądaliśmy może 2 bezdeszczowe dni. Jeden z nich skrupulatnie wykorzystaliśmy na zrobienie zdjęć pamiątkowych na świeżym powietrzu (fot. z lewej).
Zaproszenie
Wszystko zaczęło się od zaproszenia Daniela Schella, organizatora seminarium, do poprowadzenia Master Class on Bach Playing. Potem pojawiły się zapowiedzi internetowe całego wydarzenia na stronie organizatora, oraz zainteresowanych producentów sprzętu reklamowanego podczas seminarium. Cały czas wyobrażałem sobie małe, kameralne spotkanie ok. 20 facetów, jakieś zajęcia i nudy przez tydzień. Tymczasem organizacja spotkania przerosła moje najśmielsze oczekiwania.
Do Belgii wyjechałem w poniedziałek piątego, a wróciłem w sobotę siedemnastego lipca. Spędziłem tam prawie 2 tygodnie, seminarium trwało tydzień, pozostały czas spędziłem na graniu koncertów i towarzyskim wypoczynku.
Arts-O-Base, koncert w Brukseli
Do najciekawszych wydarzeń pobytu w Belgii zaliczyłbym koncert 07.07.2004 w jazzowym klubie Arts-O-Bases w Brukseli, w którym na co dzień grywają największe sławy światowego jazzu, kilka dni wcześniej koncertował tam Sylvian Luc. Klub ten przypomina swoim wyglądem nieco poznańską "Piwnicę 21". Nagie nieotynkowane ściany, symbole kojarzące się z Milesem Davisem i Charlie Parkerem, kameralne stoliki, scena na podwyższeniu, estetycznie oświetlona i wyposażona w wysokiej klasy kompletne nagłośnienie (także na stanie klubu znajdują się wzmacniacze gitarowe, basowe i perkusja). Klub posiada oczywiście swojego akustyka, który znał się dobrze na swojej robocie.
Mój występ trwał niecałą godzinę i składał się z dwóch części: solowej (fot. z prawej), gdzie zagrałem jeden utwór Bacha, oraz trzy improwizacje solowe (standardy jazzowe i jedna na temat inwencji Bacha), oraz zespołowej, gdzie zagrałem w trio kilka standardów jazzowych.
Muszę przyznać, że powaliła mnie kompetencja sekcji rytmicznej, z którą grałem po raz pierwszy w życiu (bez wcześniejszej próby) - fot. z lewej, poniżej. Zapytałem ich po koncercie ile znają standardów, Wolfgang Daiss (zawodowy muzyk, który grał wyłącznie partie basu na instrumencie o nazwie Mobius Megatar i także był nauczycielem w klasie tappingu, a na co dzień gra na lutni utwory Bacha w orkiestrze wykonującej muzykę dawną) odpowiedział, że około 200, ale jakbym chciał zagrać coś innego to ma zawsze przy sobie Realbooka i może grać avista. Zresztą próbkę swoich możliwości pokazał także na 2 innych koncertach które graliśmy wspólnie później.
Pierwszy koncert wypadł nadwyraz dobrze, sekcja grała jak lokomotywa, bez żadnych wpadek i niedociągnięć, zakończenia
utworów zawsze wypadały bardzo pewnie, co przypadło do gustu publiczności. Grając po raz pierwszy z tymi panami czułem się jakbym
grał z nimi od lat (fot. z prawej).
Miasteczko akademickie
Następnego dnia wyjechaliśmy do Neufchâteau (200 km od Brukseli). Pierwsze zaskoczenie to skala organizowanych tam warsztatów muzycznych. Trafiliśmy do miasteczka akademickiego, gdzie znajdowały się akademiki oraz sale wykładowe. W tym czasie kiedy trwało nasze spotkanie European Tap Seminar, równolegle odbywały się inne muzyczne kursy. Dominowała muzyka etniczna, która wydaje się być bardzo modna, ale nie tylko.
Bardzo ciekawy wydawał się kurs gry na harfie, który oblegany był przez panie. Nieopodal miasteczka akademickiego znajdowała się wielka sala koncertowa na ok. 500 osób, oraz klub wyposażony w osobną scenę. Oba obiekty każdego wieczoru tętniły życiem. Najpierw w sali odbywał się codziennie koncert innej grupy muzycznej, czasem dwóch (na zdj. widzimy połączone grupy harfy i tableau). Po koncercie w barze rozpoczynało się typowe jam session, na którym grać mógł każdy (fot. z prawej). Dominowały oczywiście standardy jazzowe, czasem też muzyka etniczna, jednak i w tym przypadku często do jam session przyłączali się świetni muzycy jazzowi, których tam było naprawdę wielu i improwizowali razem z muzykami etnicznymi na trąbkach, saksofonach, gitarach, puzonach, skrzypcach i innych instrumentach. Furorę robił francuski saksofonista Fred, który z niezwykłą łatwością integrował jazzowe coltrane'owskie dźwięki z każdą kolejno grupą grającą na jam session. Zwłaszcza podobało mi się jak grał z grupą grającą muzykę bułgarską w nieparzystym, zmieniającym się metrum (robili to po mistrzowsku).
Na koncertach obowiązywała absolutna cisza, w barze natomiast panowała atmosfera piwnej sielanki przy muzyce. Owocowe piwo, z którego słynie Belgia, było dla mnie trochę zbyt słodkie, z pomocą przychodziło piwo Blanche i zwykłe chmielowe Maes.
Warunki bytowe były bardzo dobre, mieszkaliśmy w akademikach, gdzie były chyba wyłącznie jednoosobowe pokoje. W kompleksie znajdował się też basen, restauracja, pole namiotowe gdzie ok. 100 śmiałków spało w namiotach, które prawie pływały każdego dnia w ulewnym deszczu. Zrobiliśmy też wypad na miasto do Pizzerii (fot. z prawej), ale nie było tak wesoło jak na imprezach organizowanych przez akademię.
Koncert w Neufchâteau
09. 08. 2004 r. zagrałem drugi belgijski koncert, tym razem w Neufchâteau. Akurat tego dnia przyszła kolej na występy nauczycieli naszego kursu na scenie akademii (fot. z lewej). Zagraliśmy z Wolfgangiem Daissem podobny koncert do tego z Brukseli. Jednak tym razem było znacznie gorzej - zawinili akustycy, którzy też byli uczniami kursu dla akustyków odbywającego się w ramach akademii. Byłem zbyt cicho w monitorach odsłuchowych, a Wolfgang był bardzo głośno. Tym niemniej koncert zagraliśmy i podobno mimo dyskomfortu scenicznego wcale źle nie wypdał. Potem grałem jeszcze część solową. Tym razem koncert był krótszy od tego z Brukseli, trwał ok. 30 min.
Zagrałem jeszcze kilka dni później trzeci koncert, tym razem grałem ze świetnym gitarzystą jazzowym François Willemaers, nauczycielem na innym z kursów. François skończył 2 lata temu Wydział Jazzu na Akademii Muzycznej w Brukseli. Grał znakomicie, poznałem go mniej więcej w połowie warsztatów i od razu zaproponowałem wspólne jamowanie w zaciszu. Ponieważ sal do grania było naprawdę dużo spotykaliśmy się kilka razy bez publiczności. Oczywiście dla mnie te spotkania były swoistą formą nauki, graliśmy standardy, a ja pytałem go o wiele różnych rzeczy, które tam grał.
Najbardziej pamiętną dla mnie chwilą było wspólne granie OLEO, François zaczął grać solo i grał tak przepięknie, że kiedy skończył solo i oznajmił "Now you", grzecznie odpowiedziałem "Are you kidding? NOT after you, I won't play after such great, colorful solo". To był ten moment, kiedy poczułem ile mi jeszcze brakuje. Przywiozłem kilka stron zapisek, wskazówek, które dał mi François, a ja skrupulatnie zapisałem.
Postaram się ściągnąć François na jaZZlot w przyszłości. Mam nadzieję, że się uda. Kilka dni później zagraliśmy z François krótki jazzowy koncert w salach wykładowych, niestety koncert ten nie był fotografowany.
Master Class on Bach Playing
Moje zajęcia odbywały się popołudniami (fot. z prawej). Zaczynałem o godzinie 1400 lub 1500 w zależności od dnia. Grupa tapperów liczyła 15 osób (prawie każdy był z innego kraju: 2 osoby z USA, 2 z Wielkiej Brytanii, 2 z Belgii, 5 Niemców, pozostali pochodzili z Argentyny, Francji, Finlandii i Szwajcarii).
Wszystkie wykłady na E-Tap seminar były prowadzone po angielsku, z tego co wiem wykłady na większości kursów prowadzone były w języku francuskim, który tam dominował. Do wykładów starałem się dobrze przygotować jeszcze w domu, opracowałem konspekty w języku angielskim, a także przykłady nutowe omawianych utworów. Przyjąłem strategię omawiania podstawowych elementów muzyki (rytm, tempo, metrum, dynamika, barwa, artykulacja, agogika, melodia, harmonia, frazowanie, forma i interpretacja) poprzez pryzmat muzyki Bacha, podając moje sposoby ćwiczeń poszczególnych elementów.
Podczas wykładów używałem wiadomości zawartych w traktacie Kirnenberga - wielkiego ucznia Bacha, który spisał jego metody. Mówiłem zatem o sposobach w jaki Bach uczył swoich uczniów, a także wskazałem na dwa polskie powiązania Bacha.
Zwracałem także uwagę na ornamentację, którą Bach zapisywał jako pierwszy w historii kompozytor, oraz na fakt, że grając na klawikordzie Bach wykorzystywał vibrato jako ornamentację, co jest możliwe w przypadku tappingu.
Sprytnie przemyciłem też wiadomości o artykulacji portato, którą ostatnio preferuję, oraz wzbogaciłem wykład o podstawowe metody Neuhausa - zwłaszcza wyczucie ciszy, znaczenie repetycji itp.
Bardzo ważną sprawą było uczenie się utworów na pamięć. Od niedawna stosuję metodę nauki, która polega na ćwiczeniu utworu od dowolnego momentu, co wcale nie wymaga większego wysiłku czasowego. Zamiast palcami pracujemy jednak głową i w czasie grania nie gubimy się zbyt często. Pokazywałem także metodę uczenia się melodii bez instrumentu, kiedy nie ćwiczymy utworu na instrumencie, a od razu go gramy (jest to dla mnie możliwe w przypadku łatwych utworów).
Centralnym utworem moich warsztatów była Aria z Wariacji Goldbergowskich, którą wspólnie analizowaliśmy z różnych punktów widzenia (rytm, forma, artykulacja, ornamentacja itp.). Oczywiście w czasie warsztatów grałem te utwory, czego na zdjęciach nie widać. Było też trochę pytań i dyskusji w czasie i po warsztatach z uczniami (zob. foto).
Wśród uczniów dominowały instrumenty różne od Sticka, gitarzystów było oprócz mnie jeszcze dwóch. Stykistów chyba 5. Pozostali grali na Warr Guitars (3), Austin Douglas Guitars (3) i kilka było lutniczych wynalazków - bardzo nietypowych gitar, o których zaraz wspomnę.
Praktycznie w grupie tapperów było tylko 2 młodszych ode mnie. Średnia wieku na tym kursie wynosiła ok. 35 (!) lat. Prawie wszyscy też byli zawodowymi muzykami (i oni słuchali moich lekcji?) ;).
Demonstracje sprzętu
W czasie warsztatów bardzo często odbywały się prezentacje sprzętu. Ja byłem na dwóch dla tapperów, ale podobno miała być też trzecia (nie wiem czy była, w każdym razie mnie nie było). Pierwsza to WARR GUITARS, prezentował Jim Wright, są to instrumenty bardzo drogie, cena za podstawowy zaczyna się od 2000 USD + cło. Jim demonstrował instrument za 6000 USD i chyba robił to skutecznie, bo widziałem że jeden z kursantów kupował Warr Guitars, ale nie tą drogą wersję.
Drugą prezentację robił Siggi Abramzik (zob. foto)- niemiecki lutnik, na którego gitarach grał Wolfgang (ten sam, który grał ze mną koncerty). Bardzo ciekawe instrumenty, Sigi pokazał nawet prototyp instrumentu przeznaczonego dla mnie, zaproponował też bardzo dobrą cenę, okazyjną i znacznie niższą niż zapłaciłem za swoją gitarę. Może kiedyś skorzystam z jego oferty.
Trzecia prezentacja mnie chyba ominęła, Yuri Wasilewskij, rosyjski lutnik mieszkający w Amsterdamie chyba, robił bardzo dobre gitary. Miał taką jeden z uczniów: dopieszczone, ale bardzo drogie.
Ja oczywiście miałem też czas przeznaczony na prezentację swojego sprzętu, ale ta prezentacja się nie odbyła. Mimo moich starań nie udało mi się dogadać z żadną polską firmą produkującą gitary. Warto jednak wspomnieć, że po prezentacjach odbywała się sprzedaż gadżetów (np. była prezentacja Warr Guitars i potem sprzedaż strun, koszulek, płyt nagranych na Warrach itp.) i średnio każdy uczeń zostawiał ok. 100 (!) Euro, byli tacy co kupowali mniej, byli i tacy, którzy kupowali gadżety za około 300 euro. Jednak tam książka do nauki gry np. na Sticku kosztowała ok. 40 euro.
Z tego też co zauważyłem normalną praktyką była sprzedaż instrumentu na którym odbywa się prezentacja, nauczyciel przyjeżdża z instrumentem, sprzedaje go i wraca z gotówką do kraju. Jim nie sprzedał swojego bo był za drogi i nie jestem pewien czy tego nawet chciał (6000 USD), ale Sigi robił interesy, a i widziałem że muzycy na innych kursach (np. perkusiści) także.
Epilog
Mam już w tej chwili zaproszenie do udziału w warsztatach w przyszłym roku. Organizator zapłacił w tym roku znacznie więcej niż obiecał początkowo, a w przyszłym roku obiecał podnieść jeszcze wynagrodzenie. Swoją decyzję uzasadnił moim dobrym przygotowaniem (konspekty), pozostali nauczyciele nie przykładali się za bardzo do planowania zajęć, nawet jeśli byli dobrymi muzykami (i tu miałem wielkiego plusa).
Nawiązałem też kilka kontaktów za granicą i myślę że w przyszłości zaoowocują obustronną współpracą. Mam nadzieję w przyszłości ściągnąć do Polski co najmniej 2 muzyków. Być może uda się to zrobić w ramach sierpniowego jaZZlotu.
Najważniejszą jednak rzeczą dla mnie był czysto muzyczny impuls do rozwoju, jaki dostałem od 2 nauczycieli, których udało mi się namówić na prywatne korepetycje - tego fantastycznego gitarzystę Francois, oraz Markusa Reutera (po Guitar Craft Roberta Frippa). Nauczyłem się bardzo wielu nowych rzeczy, teraz czas wszystkie uporządkować i solidnie wyćwiczyć!